mnie nie widać! yay!

czwartek, 30 lipca 2020

Niezwykłe Obrazki pt. 2# Czarny Kiciuś

Rozpoczynamy śledztwo, kochani! 

Dzień dobry, tu Pani Komisarz MRusIa, Komenda Samozwańcza z Paryża! 
Dnia 30 lipca 2020 roku dostaliśmy anonimowe zgłoszenie dotyczące przetrzymywania wbrew woli paryskiego idola i obrońcy, Czarnego Kota. W podanej lokalizacji, do której się udaliśmy z początku wszystko wyglądało wyjątkowo normalnie, jednak późniejsze znalezisko skutecznie rozwiało to złudzenie. W przydomowym ogródku pies tropiący wskazał na kawałek trawnika, pod którym odnaleźliśmy właz. W jego wnętrzu ciągnął się kilkunastometrowy korytarz z wizerunkami naszego Herosa. Sprawa była poważna, ponieważ porywacz z dużym prawdopodobieństwem mógł okazać się psychopatą. Dlatego jako doświadczona mediatorka postanowiłam zejść do jaskini Kocura i wybadać sprawę. 


Wejście powitało mnie dosyć komicznie, w końcu sama schodziłam włazem. Potem dotarło do mnie, że psychopata prawdopodobnie uwiecznił wchodzącego w pułapkę Chata i momentalnie mój uśmiech przygasł. Suchar, ale jednak w zależności od kontekstu. 


Postanowiłam nieco się poprzyglądać mijanym obrazom, ilustracjom i fotografiom, aby delikatnie i przypuszczalnie wybadać grunt, po którym przyjdzie mi stąpać podczas konfrontacji. Zaczyna się wręcz dziecięco, niewinnie. "Ale ilustracji tu są setki, tysiące... warto skupić się na kilku charakterystycznych dla kategorii, zawsze to jakiś punkt zaczepienia" pomyślałam i odważnie stąpałam wgłąb korytarza. 


Z czasem proste szkice zaczęły się przeobrażać w coraz śmielej stawiane kreski. Gdybym miała przypuszczać, to wyglądało na robotę więcej niż jednej osoby, więc autorem prac nie jest agresor, ale jest on zapewne ich kolekcjonerem. "Zbierał obrazki, a na samym końcu zebrał samą ich gwiazdę."


Dalszy rejon wydawał się przyjaźniejszy, ponieważ obejmował kolorowe wersje Kocura, który uśmiechał się i był po prostu uroczy. Widok rozczulający, gdyby nie okoliczności. Na tym etapie o porywaczu wiedziałam tyle, że lubił ład i porządek - wszystko ładnie oprawione, podzielone oraz prosto powieszone. "Szaleniec albo czciciel. "


Tu zatrzymałam się na dosłownie kilka sekund, gdyż naszła mnie pewna myśl. "Jak to się stało, że obrońca całego Paryża został uprowadzony? W biały dzień, ciemną nocą, przez nieuwagę, a może osłabiony przemianą? - o cokolwiek chodziło, mam nadzieję, że to tylko przez nieuwagę, a nie przebiegłość i siłę, którą mógłby posiadać oprawca." To nie wróżyłoby dobrze...


Mijane ilustracje i zdjęcia były niewątpliwie uważnie dobierane, kimkolwiek jest osoba na końcu korytarza, zasługuje na tytuł prawdziwego konesera sztuki. "Prawie zapominam, że to przypuszczalny szaleniec. Prawie." 


W głowie mi się nie mieściło, że zmierzam ku szaleństwu. Gdyby ogłosić tu zwiedzanie, gość zarobiłby niemałe pieniądze na fan(k)ach Czarnego Kota. Co gorsza, przyjście tu tylko raz byłoby marnotrawstwem tak świetnie zaaranżowanej przestrzeni, tak dobranych ujęć, ilustracji... "Kota idzie dostać w tym korytarzu..."


Żal pozostawiać te kocie oczy za swoimi plecami, a i strach, że wypalą w nich dziury. Coś niesamowitego, tak hipnotyzującego spojrzenia nigdy chyba nie widziałam. Nigdy też z tak bliska nie miałam okazji patrzeć na oczy Czarnego Kota. Poczułam wręcz fizyczne przyciąganie do obrazu. Dziwnie fascynujące doświadczenie. 


Co jak co, ale temu Kocurowi fotogeniczności nie idzie odmówić. Gdyby tylko był uchwytny bardziej niż podczas ataków Akum, z pewnością miałby spore szanse konkurować z samym młodym Agrestem, to by było dopiero starcie. "Fotomodel z niego powalający. Można zemdleć z wrażenia."


"Wkroczyłam chyba w odważniejsze oblicze paryskiego herosa." Tu nie ma śladu uroczego dzieciaka czy nawet przystojnego młodzieńca. Boję się już teraz nie tyle samej sprawy, którą próbuję rozwiązać, co oglądania następnych ramek. Dziwne mrowienie w kościach tylko złowrogo ostrzegło. 


Wdech, wydech. Ostrożnie spoglądaj na ściany i brnij naprzód. Zostało jeszcze... sporo korytarza do przejścia, a tendencja podnoszenia temperatury samym zerknięciem na zawartość obrazu wyjątkowo leci w górę niczym Małysz. Gdzieś słyszałam takie powiedzenie. 


Musisz iść dalej, nie wolno Ci się poddać i wybiec stąd z krzykiem. Pani Komisarz jest już dorosłą dziewczynką i da radę z kilkoma sugestywniejszymi ujęciami przystojnego Kociego Bohatera, prawda?


Kilka zamienia się w kilkadziesiąt i kilkaset. Już nie staram się na nie patrzeć, ale korytarz jakby sam nakierowuje mój wzrok na poszczególne fotografie. Stałam się więźniem tej sekcji, a korytarz jest moim Panem. "On decyduje, a nie ja."


Próba odparcia uroku jest jak oglądanie bochenka chleba przez głodnego człowieka. Niby można, ale po co się tak katować, skoro można łatwo ulec pokusie. A tu zdecydowanie było na co popatrzeć. 


Pani Komisarz, to ja, zdrowy rozsądek! Proszę w tej chwili się opamiętać! Nie może Pani polec, nie tutaj i nie w tych okolicznościach! To jest rozkaz, wykonać natychmiast, póki jeszcze można to naprawić! Skaranie kocie z tą babą, co faceta dawno nie widziała!


Pani Komisarz, na litość Boską! W te pędy do drzwi na końcu, to tylko kilka metrów! Teraz albo nigdy! Reszta ściany wydaje się czekać na inne ujęcia, a sądząc po intensywności miniętych dopiero co zdjęć, to strach się bać tego, co ma tu zawisnąć. Dla pewności, że wracam na Ziemię stuknęłam tym łbem pełnym dobroci o ujęcie półnagiego Kocura i puściłam się biegiem ku drzwiom.


Teraz dopiero dostrzegłam to, co zdobiło ramkę nad wejściem i aż parsknęłam. 
Co zastałam po tych męczarniach i słabościach doświadczonych na korytarzu rozkosznych tortur? Pusty pokój z kanapą, telewizorem, lodówką, małym stolikiem i konsolami, padami oraz innymi sprzętami. Ktokolwiek tu przebywał, miał tu swoją grotę gracza, samca uciekającego przed codziennością. To w takim razie trop był fałszywy? Nic w pokoju zdawało się nie współgrać z poprzednim pomieszczeniem...


Wyszłam na powierzchnię, gdzie dzień dawno się zakończył. Oddział był szczerze zdumiony, do momentu, gdy po sekundzie zbierał szczęki z podłogi. Przez furtkę do ogrodu oświetlony przez pobliską latarnię wszedł jak gdyby nigdy nic porwany Chat Noir, we własnej kociej osobie. Reszty sprawy nie pamiętam, bo zemdlałam, ale świadkowie zeznają, że to była poniekąd jego posesja, a nalot policji wezwała sama Ladybug. Absurdalne, prawda? 

Nigdy więcej kakałka przed snem. Koniec raportu -_-

1 komentarz:

A ta Akuma powiedziała mi, że...